Ponieważ zrobiło się nawet miło, zgodnie z zasadami przyjętymi na forum, będę zwracał się do Pana w drugiej osobie liczby pojedynczej (i o to samo proszę, jeśli nasza wymiana uwag będzie kontynuowana). A więc po kolei. Na wstępie, jako filolog slawista i były pracownik naukowo-dydaktyczny Katedry Slawistyki UAM, specjalizujący się w językoznawstwie (nie zaś literaturoznawstwie), z przyjemnością wyprowadzę Cię z błędu, jeśli chodzi o nazwę „samostrzał”. Otóż, we wczesnym średniowieczu języki słowiańskie były na tyle niezróżnicowane (a tym samym do siebie podobne), że w obrębie całej słowiańszczyzny rozumiano się bez problemu (wspomnieć choćby braci sołuńskich, czyli Cyryla i Metodego, którzy przetłumaczyli biblię na dialekt południowobułgarski, jakim mówili w okolicach Sołunia (dziś Thesaloniki) ich słowiańscy sąsiedzi, a język ten bez problemu był rozumiany na Morawach, gdzie ewangelizacyjna misja cyrylometodejska miała miejsce). Na terenie całej słowiańszczyzny, wszędzie gdzie wczesne kusze występowały (a nie wszędzie występowały), nosiły one nazwę „samostrel” (w różnych lokalnych odmianach fonetycznych). Do dziś mamy tego ślady we współczesnych językach słowiańskich - kusza to po rosyjsku „samostriel” – obok „arbaliet” , po czesku „samostrel” („ r” z czarką czyli „ptaszkiem” w miejsce polskiego „rz”) obok ‘kuse” – „s” z czarką w miejsce naszego „sz” , po polsku „samostrzał” obok „kusza” . Tak to w języku bywa, że gdy z innego obszaru zostaje przyniesiona nowa wersja znanego już przedmiotu, przyjmuje się często również obca nazwa, która z nim przybyła (np. gdy od Niemców nauczyli się nasi przodkowie kryć domy czymś innym niż słoma, owo pokrycie przestało być nazywane strzechą, a zaczęło być z niemiecka zwane „dachem”, a np. Czesi do dziś na każde porycie dachowe mówią „strecha” – tu ponownie „r” z czarką) . Tak było też z samostrzałem. W polskim i czeskim obecnie nazwa ta oznacza wczesną kuszę z drewnianym łęczyskiem (w opozycji do późniejszych, bardziej zaawansowanych konstrukcji nazywanych „kuszami” od francuskiego „łoże”). Podobnie chyba jest w rosyjskim (ale tu w miejsce naszej "kuszy" używają wyrazu "arbaliet"), choć musiałbym zapytać Rosjan, bo słowniki pod tym względem są ułomne. Jeśli chodzi o pułapki samostrzelające, to użycie nazwy „samostrzał” jest wtórne, gdyż wykorzystywały one w swej konstrukcji właśnie mechanizm wczesnej kuszy. Tu odsyłam Cię do literatury językoznawczej i tematu „realne i etymologiczne znaczenie wyrazów” . Losy wyrazów bywają naprawdę dziwne. Np. we współczesnym języku czeskim pistolet maszynowy i karabinek automatyczny to „samopal”. Jest to oficjalna nazwa i wcale nie oznacza, że skonstruowano daną broń nielegalnie – w zaciszu domowym, ani że stoi takie coś w lesie i samo strzela, gdy potkniesz się o rozciągniętą linkę Sam zaś rzeczownik „strzelba” oznaczał pierwotnie w jęz. polskim tyle co obecnie „strzelanina”, zaś „puszka” zarezerwowana była dla broni palnej (w niektórych językach słowiańskich „puszek” to po prostu „dym”, a ten jest raczej wcześniejszy- a tym samym jego nazwa- od kłębów wydobywających się z lufy. Tu jednak możliwe jest, że wyraz "puszek" zastąpił inny wcześniej używany, gdyż nazwa "puszka" wczesnych dział i ręcznej broni palnej (tylko palnej) jest wywodzona od staroniemieckiego "buchse", co oznaczało tyle, co angielski wyraz 'box', a uzasadnienie tego jest takie, że ta najwcześniejsza broń palna miała spory kaliber, niewielką długość i cienkie ścianki, a więc przypominała pudełko (hakownice są poźniejsze). Co do Twoich rewelacji na temat języka prasłowiańskiego, musisz wiedzieć, że nie zachowały się żadne dokumenty pisane, gdyż w tym czasie w Europie pisano jedynie w Grecji i Rzymie. Nie mamy tak komfortowej sytuacji jak Francuzi, Hiszpanie, Włosi, Portugalczycy, Rumuni, których język wyjściowy (a więc łacina) jest doskonale udokumentowany. Zasób słownikowy języka prasłowiańskiego jest pracowicie rekonstruowany metodą leksykologii porównawczej. Oczywiście pomocny jest tzw. język staro-cerkiewno-słowiański , czyli ów dialekt południowobułgarski, na który została przetłumaczona biblia. Rekonstrukcja słownictwa prasłowiańskiego dotyczy podstawowego zasobu słownictwa. Nie zalicza się raczej do niego wyraz "samostrel", również dlatego, że najprawdopodobniej nie znany prasłowianom był wtedy desygnat (czyli sam przedmiot), ale oczywiście nie można takiej możliwości wykluczyć. Język staro-cerkiewno-słowiański też nam nie pomoże, bo są to wyłącznie teksty biblijne, a w biblii (o ile wiem) jest mowa o mieczu, o włóczni przebijającej bok Chrystusa, ale o kuszy nie ma wzmianki. Na temat „whale bow” nie będę się wypowiadał. Historia średnio mnie interesuje. Wiem tyle, ile muszę. Skupiam się na technice, a więc teraz właśnie o tym. Wczoraj obejrzałem sobie dokładnie wykonany własnoręcznie wiązowy łuczek indiański o długości 115 cm, sile naciągu 50lb. Ciągnięty był już ponad tysiąc razy na 55cm. Nawet się nie ułożył, choć głębokość wstępnego napięcia (zwana przez niektórych absolutnie niesłusznie „wysokością naciągu” – „brace” to nie „naciąg” , a w języku polskim w tej sytuacji nie należy używać rzeczownika „wysokość”, ale raczej „głębokość”) pozwala na swobodne strzelanie bez obijania się cięciwy o rękę, a do tego łuk nie gnie się na całej długości, bo jest to flatbow, a więc w rękojeści jest sztywny. Na stronie dwunastej czytamy (że zacytuję samego siebie) : „Odległość od miejsca mocowania łęczyska do zaczepu cięciwy jest dobrana dla łęczyska cisowego DOBREJ JAKOŚCI i długości ok. 100 cm” , a więc te dwa kijki, które pokazałeś na fotkach, nie są jakie?! . Cała wiedza zawarta w tej książce jest oparta na MOIM doświadczeniu. U mnie działało pięknie. Jeśli ktoś, mimo szczegółowych opisów, nie umie wystrugać, nie do mnie pretensje. Tu należy strugać łęczysko w miarę możliwości szerokie i płaskie (podałem 4-5 cm, choć lepiej byłoby się trzymać 5-ciu cm, choć wiem, że często trudno zdobyć kawałek cisu z grubego pnia), a głębokość wstępnego napięcia powinna być bardzo niewielka. Jeśli ktoś wystruga coś tak wąskiego, jak widać na tej fotce, a więc siłą rzeczy będzie miało sporą grubość, by była siła naciągu, a do tego wypiłuje tę listwę pilarką tarczową, ignorując przebieg włókien drewna (co niektórzy nie tylko czynią, ale też nie wstydzą się publicznie doradzać innym), to niech się nie dziwi, że nie daje się ciągnąć daleko lub/i pęka Jeśli przyjrzeć się owemu „Whale bow” z zamieszczonego przez Ciebie rysunku artefaktu, wyraźnie widzimy, że łęczysko jest szerokie i płaskie. Również wydaje mi się (mimo rzutu w perspektywie), że długość naciągu ma podobne proporcje do długości łęczyska, co w proponowanym przeze mnie projekcie. Ten rysunek znajdziemy również, zdaje się, u Wernera (tam jako samostrzał). Jeśli chodzi o kuszę późnośredniowieczną, odniosę się jedynie do sprawy najważniejszej, a więc do krytyki mocowania orzecha (że pomieszanie dwóch stylów, użycie rozwiązań późniejszych niż średniowieczne, jest napisane wyraźnie, jak również napisane jest, co zrobić, by stylów nie pomieszać). Chodzi mi natomiast o zarzut bardzo poważny, dotyczący możliwości wystąpienia wypadku na skutek zbudowania przedmiotu według opisu zamieszczonego w pracy. Siła działająca na oś orzecha ma wektor równoległy do prowadnicy bełtu, leżący poniżej tej prowadnicy – od geometrycznego środka średnicy osi ku przodowi broni. Przed osią mamy 25 -30 cm drewna. Obciążenie jest statyczne – cięciwa nie uderza z rozpędem w orzech, lecz jest zaczepiona i z niego wyzwalana. Wszyscy wiemy, jaka jest różnica pomiędzy obciążeniem statycznym a dynamicznym – mężczyzna o masie 120 kg nie załamie sosnowych desek ułożonych na pióro – wpust na legarach (jeśli będzie po nich chodził, nie zaś skakał), ale spróbujmy walić w te deski młotkiem o masie jedynie 5 kg . Obejrzyjmy sobie teraz zdjęcie przedstawiające mocowanie mechanizmu mojej arbalety. Tulejki osi orzecha mają 8 mm średnicy (a więc tyle, ile może i powinna wynosić średnica osi orzecha w proponowanym przeze mnie mechanizmie kuszy późnośredniowiecznej) . Przed osią mamy jedynie 3 cm drewna (ponieważ występuje wygięcie łoża). Siła naciągu to 60 kg. Łoże jest tu wąskie (bez żadnego poszerzenia). Naprawdę obawiałem się w tym przypadku wyrwania osi po rozszczepieniu się drewna. Tysiące strzałów i nic! Jeśli 3 cm wąskiego drewna wytrzyma 60 kg , to ile wytrzyma 25-30 cm drewna poszerzonego w miejscu montażu mechanizmu (kusze, które nie miały tego poszerzenia siłą rzeczy miały dodatkowe metalowe płytki po bokach). I znów mamy tu do czynienia z doświadczeniem moim i mojego znajomego- Pana Krzysztofa Świdwy, który takie osiowane mechanizmy (bez oparcia orzecha o drewno) stosował w kuszach o naciągu również 150 i więcej kg. Nic się nie działo, bo nic dziać się nie może. Oczywiście łoże nie może być wykonane z sośniny czy balsy, ale z twardych gatunków, ale jest to w moich opisach wyraźnie zaznaczone. Tak na marginesie – jeśli coś z wadliwie wykonanym mechanizmem by się stało – doszłoby po prostu do niekontrolowanego wystrzału, zaś orzech poleciałby po prostu do przodu. Zasady bezpiecznego posługiwania się bronią wszelką (palną czy mechaniczną) są dokładnie przedstawione w mojej pracy . Nigdy nie wolno kierować nawet nie naładowanej broni w kierunku osób (nie wspominając nawet o naładowanej). Jeśli ktoś łamie tę zasadę, godzi się na to, że nieumyślnie odbierze komuś życie! Reasumując- Twój zarzut jest bardzo poważny i opiera się wyłącznie na dywagacjach nie popartych znajomością fizyki i materiałów. Nie radzę tak lekko, a publicznie ferować takich wyroków, bo ktoś kiedyś będzie mniej pobłażliwy niż ja i sprawa może skończyć się powództwem cywilnym. Dobieranie masy bełtów jest jak najbardziej wskazane i prawidłowe (oczywiście w pewnym rozsądnym zakresie) . Dobra cięciwa wytrzyma i strzał na sucho, a nawet jej zerwanie raczej nie skończyłoby się złamaniem łęczyska stalowego czy laminowanego (to również wynika z mojego doświadczenia nie dywagacji) – w przeciwieństwie do łuku czy łęczyska drewnianego, gdzie jedna strona może dobrze pracować wyłącznie na rozciąganie, zaś druga wyłącznie na zgniatanie. Co do urazów przy naciąganiu zbyt silnych kusz, jako lekarz, fizjoterapeuta czy rehabilitant (nie wiem dokładnie, jaki zawód wykonujesz), wiesz zapewne lepiej. To cenna uwaga, za którą dziękuję. Nie będę tu dyskutował, choć można byłoby zauważyć, że w przypadku kuszy o naciągu 100 kg, owe 100 kg pojawi się dopiero pod koniec ruchu i tylko na chwilę, zaś w przypadku "rwania" sztangi, te 100kg będziemy podnosić już od pierwszego centymetra. Na koniec krótko o współczesnych. Co daje się seryjnie produkować, zwykle ciężko wykonać metodami obróbki ręcznej i odwrotnie, co pięknie można wykonać ręcznie – zwykle trudno skopiować za pomocą maszyn. Wykonane i proponowane przeze mnie modele są opisane w literaturze brytyjskiej (zarówno ‘target’, jak i ‘hunting’, a więc jednak taki był!) . Czy były produkowane masowo? Nie wiem. Na tyle masowo, by obdzielić w Wielkiej Brytanii sport kuszniczy. Ten zarzut jest absurdalny. Jako autor mam prawo zaproponować to, co uznałem za stosowne. Również dlatego, że nie będę przecież opisywał czegoś, czego sam nie robiłem (choć ta pierwsza – z odkręcanymi ramionami od majdanu – ma rzeczywiście ramiona z litego szkła). Łęczysko laminowane było stosowane w celu redukcji szybko przesuwającej się podczas strzału masy i zwiększenia sprawności, a tym samym w celu zwiększenia celności i zasięgu. Efekt jest taki, że z łęczyskiem o naciągu 80lb strzela się z 50 metrów tak, że średni strzelec wszystkie 10 bełtów lokuje bez problemu w czarnym polu standardowej tarczy do strzelania sportowego z karabinu małego kalibru. Spokojnie można strzelać też z odległości 70 m. Jeśli ktoś nie jest usatysfakcjonowany, nic już na to nie poradzę, choć żadne jęki zawodu do wydawnictwa nie dotarły. Generalnie Twoje rozczarowanie jest pierwszym z jakim się spotkałem, ale już ustaliliśmy, że wiesz prawie wszystko, niczego się z książki nie nauczyłeś i nie dowiedziałeś niczego nowego, a więc zwyczajnie ta pozycja nie jest dla Ciebie Co prawda mogłem wyraźnie napisać, że taka jest moja propozycja i że wybrałem z setek możliwości, ale już tego przecież nie dopiszę Co zaś dotyczy porównania stalowego łęczyska do laminowanego, pisałem o tym w tym wątku wcześniej w dyskusji z forumowiczem dysponującym wiedzą inżynierską, więc nie będę tego powtarzał. Jeśli chodzi o „autora zachęconego sukcesem pierwszej książki”, śpieszę donieść, że swoją przygodę z bronią cięciwową rozpocząłem właśnie od kusz. Wykonywać łuki nauczyłem się nieco później Pozdrawiam Cię serdecznie!
Ostatnio edytowano Pt 11 mar, 2016 09:09 przez jangrot, łącznie edytowano 3 razy
|